Jak już wspominałam, delikatnie rzecz ujmując, nie jestem fanką wystaw, a medale przyznawane ze względu na wygląd budzą mój wewnętrzny sprzeciw.
Selekcję psów przeznaczonych do rozrodu rozpoczęliśmy na długo przed powstaniem związków kynologicznych i wystaw. Psy nigdy nie potrzebowały i nadal nie potrzebują żadnych papierów. One chcą być kochane, kochać i współpracować (bardziej lub mniej, w zależności od swoich predyspozycji). To im wystarcza.
Dawniej, ludzie też nie potrzebowali papierów dowodzących pochodzenia czy zgodności ze wzorcem rasy, bo cenili psy ze względu na ich użyteczność, a nie na wygląd. Ważne było na ile skutecznie pies tępił szczury / wystawiał zwierzynę czy aportował ptactwo. Liczyła się praca, a nie wygląd. To miało sens.
Niestety w pewnym momencie piękne, czy może raczej eleganckie, bogate i pewnie nieco znudzone brytyjki pozazdrościły swoim mężom polowań, rywalizacji, rozmów o psach, czy może czegoś jeszcze innego. Niestety postanowiły urozmaicić swoją rzeczywistość posiadaniem piesków. Ich czworonożni przyjaciele mieli być przede wszystkim uroczy i mało kłopotliwi. Arystokratki nie koniecznie miały ochotę na wykonywanie czegokolwiek, co wymagałoby większego wysiłku fizycznego. Szczerze mówić, trudno się dziwić, biorąc pod uwagę modę na gorsety… Tak czy inaczej, rozpoczęła się moda na czworonogi będące niemalże wykończeniem toalety. To od nich wywodzą się dzisiejsze pieski do towarzystwa.
Panie rywalizowały między sobą już na wielu płaszczyznach: urody, bogactwa czy wpływów. Bacznie obserwowały i oceniały, która ma najpiękniejszą suknię, najdroższą kolię, najwyższą fryzurę czy najoryginalniejszy kapelusz. Teraz nowym polem do rywalizacji stały się pieski: który najsłodszy? Który najpiękniejszy? Cóż… rzecz gustu. Konieczny był więc niezależny (bardziej lub mniej) sędzia. Jak wiadomo, potrzeba jest matką wynalazku, a gdzie pieniądze, tam i przedsiębiorczych i pomysłowych ludzi nie brakuje. Tak powstały pierwsze wystawy, które zyskiwały na popularności, stawały się coraz bardziej sformalizowane. Aż do formy, w jakiej znamy je dzisiaj ☹
Targowisko ludzkiej próżności trwa i zbiera żniwa w postaci psiego cierpienia…
Powodów, dla których nie lubię wystaw, jest bardzo wiele. Zbyt wiele jak na jeden wpis. Dlatego będę pisała o różnych powodach kolejno. Po 1, 2 lub 3 w każdym wpisie.
- Psy, które żyją po to, żeby zdobywać medale dla swoich właścicieli (bo tutaj słowo „opiekunowie” jakoś nie bardzo mi pasuje), są często bardzo nieszczęśliwe. O ich chorobach, deformacjach itp. napiszę później. Teraz chciałabym zwrócić uwagę na sposób, w jaki żyją. Otóż… nie do końca mogą być… psami. Znam psy wystawowe, które bardzo rzadko wychodzą na spacer, bo w ogrodzie jest bezpieczniej. (Kogo obchodzi, że w ogrodzie jest nudno?) W parku istnieje ryzyko, że np. zaczną się bawić z innymi czworonogami z uszczerbkiem dla swojej wypielęgnowanej szaty. Na wszelki wypadek, NIGDY nie są spuszczane ze smyczy. Jeszcze by się pobrudziły! Dramat dla właściciela. Szczęście psa nie jest warte połamanych włosów czy konieczności rozczesania, lub co gorsza: ryzyka wycięcia rzepa z psiej sierści. Do tego właściciel nie mógłby dopuścić! Ileż to by go kosztowało stresu, czasu, a może i pieniędzy? Nie, szczęście jego trofeum na czterech łapach nie jest warte takiego ryzyka.
- Nudne życie; znaczny niedosyt kontaktów z osobnikami tego samego gatunku; brak szans na swobodną eksplorację (przypominam: WĘSZENIE to POTRZEBA, a nie czcza rozrywka!) to jeszcze nie wszystko. Pomyślmy przez chwilę ile (zwłaszcza długowłose) cuda wystawowe muszą się nastresować i nacierpieć żeby ludzkie oczekiwania zostały zaspokojone. Jaką ilością czasu, stresu, a często i bólu okupiony jest piękny wygląd… który samemu psu jest potrzebny jak zającowi dzwonek 🙁
- Psi stres.
Zwykliśmy go bagatelizować. Jeżeli pies nie kuli się z przerażenia, to większość „opiekunów” twierdzi, że pies ma się dobrze. Niewiele osób potrafi rozpoznać oznaki stresu takie jak mrużenie oczu, ziewanie, odwracanie głowy, nieruchomienie, próba odejścia itp. Psie próby poradzenia sobie na własną łapę jak kopanie dołów, próba odstraszenia obcych osobników szczekaniem itp. są tępione, jako zachowania niepożądane. Widzimy, że pies jest zestresowany dopiero kiedy cały się kuli, chowa pod siebie ogon, nie chce wyjść spod stołu lub sika ze strachu. Straszne jest to, że u wielu osób nawet te skrajne dowody na przeżywany przez psa niewiarygodnego stresu, budzą złość, a nie empatię, współczucie czy zrozumienie. Wielu właścicieli, bo trudno ich nazwać opiekunami, starają się zmusić psa do uległości i posłuszeństwa. Niektórzy posuwają się do wrzasków, szarpania tych biednych, przerażonych istot, a nawet do zakładania im kolczatek czy bicia…
Psy nie czują się dobrze w tłumie. Do komunikacji zapewniającej im poczucie komfortu potrzebują czasu i przestrzeni. W skupisku psio-ludzkim nie mają szans ani na jedno, ani na drugie. Przez większość czasu są całkowicie ubezwłasnowolnione (smycz lub klatka), a do tego odczuwają silny stres swoich właścicieli, co jeszcze pogarsza ich stan emocjonalny. Jak byś się czuł na targu niewolników, jako obiekt poddawany ocenie (i wycenie)? Jeżeli umiesz to sobie wyobrazić, to wiedz, że tak właśnie czuje się większość wystawianych psów 🙁
I po co to wszystko?
Niestety dla pieniędzy i zaspokojenia ludzkiej próżności 🙁 Tylko.
Brak komentarzy