Zajęcia psiego przedszkola mogą wyglądać bardzo różnie. Dlatego przed zapisaniem się, warto przyjrzeć się co który ośrodek szkoleniowy ma do zaproponowania. Poza przeczytaniem oferty warto pojechać (bez psa) żeby przekonać się na własne oczy jak tak naprawdę takie spotkania wyglądają. Nie wszyscy trenerzy zgadzają się na „publiczność”. Warto więc najpierw zapytać czy możecie przyjść, żeby nie jechać na darmo. Jeżeli nie uzyskacie zgody, to lepiej poszukajcie innego miejsca.
Na czym takie zajęcia polegają?
Moim zdaniem, każde spotkanie powinno składać się z kilku elementów:
– wiedzy przekazywanej przez instruktora (na temat szeroko rozumianej opieki nad psem);
– treningu posłuszeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem przywołania, które osobiście uważam za najważniejszą komendę;
– oswajania szczeniąt z nowościami (dźwięki, zapachy, dotyk, niewidziane dotąd obiekty: rowery, wózki, parasole, plecaki itp.);
– zabawy szczeniąt. Koniecznie pod nadzorem! To prawda, że szczeniaki nie zrobią sobie nawzajem krzywdy fizycznej. Co najwyżej może dojść do jakiegoś drobnego ugryzienia. Młodziaki mogą natomiast utrwalać postawy ofiary lub kata. Dlatego doświadczony trener lub jego pies, powinni cały czas czuwać nad przebiegiem zabawy i w razie potrzeby interweniować. Zabawa szczeniąt jest też doskonałą okazją do przekazywania kursantom wiedzy na temat mowy ciała szczeniąt oraz tego, jak powinna wyglądać psia zabawa. Czy może raczej: jak ocenić czy interakcja, którą właśnie oglądamy wciąż jest zabawą, czy też może dla jednego z psów zdecydowanie zabawna nie jest.
O tym jak odróżnić zabawę od walki o życie napiszę następnym razem 😊
Wybierając ośrodek szkoleniowy, nie bójcie się zadawać pytań. Postarajcie się dowiedzieć tak dużo, jak to tylko możliwe.
Jakiś czas temu jeździłam na zajęcia dla szczeniąt jako obserwator.
Muszę powiedzieć, że czasem ogarniało mnie przerażenie.
Pewna trenerka z wieloletnim doświadczeniem, zapytana o zajęcia psiego przedszkola, powiedziała, że prowadzi je w formie spacerów socjalizacyjnych. Pojechałam więc zobaczyć jak takie spotkanie wygląda w wydaniu pani J. Już pierwsze 3 minuty sprawiły, że zdębiałam. Na zajęcia przyjechało jakieś 30 – 40 szczeniąt. W różnym wieku i różnej wielkości. Powiedzmy sobie szczerze: nie ma człowieka, który byłby w stanie zauważyć wszystko, co dzieje się w tak dużej grupie psów. Trik polegał na tym, że pani J. nawet nie starała się tego zrobić. Wychodziła z założenia, że tak naprawdę, psy same sobie dadzą radę. Ludzie powinni im tylko dać szansę na spotkanie i się nie wtrącać. Szła więc na przedzie, a za nią cała gromada szczeniąt i ludzi. Niektóre psiaki były naprawdę przerażone, wciąż szukały pomocy u swoich opiekunów. Niestety daremnie, bo przecież pani J. powiedziała żeby się nie wtrącać. Niektóre psy doskonale się bawiły, znęcając się nad mniejszymi/młodszymi/słabszymi psychicznie szczeniakami. Nie robiły im fizycznej krzywdy. Były natomiast namolne, natarczywe, kontrolujące i niedelikatne. Widać było jak psiaki wytypowane na ofiary, są coraz bardziej przerażone sytuacją i brakiem możliwości ucieczki. To było straszne i stanowiło zaprzeczenie tego, czym powinno być psie przedszkole! W trakcie tych spotkań wiele psów utrwalało zachowania kata lub ofiary. Raczej nie wyszło im to na dobre ☹
Raz na jakiś czas pani J. zatrzymywała się i mówiła kilka zdań na temat psów: opieki, szkolenia itp., a następnie ruszała dalej. Najgorsze było chyba to, że ludzcy kursanci wyglądali na bardzo zadowolonych. Przecież ich pieski miały godzinny spacer i poznały tyle innych szczeniaczków, z którymi mogły się socjalizować. W to przynajmniej wierzyli…
Innym razem pojechałam do pana, który reklamował się tym, że przez wiele lat szkolił psy dla policji.
Te zajęcia odbywały się na ogrodzonym terenie i prowadzone były tak, jak 40 lat temu prowadzono zajęcia PT dla dorosłych psów. (PT – Pies Towarzysz – zajęcia z podstawowego posłuszeństwa).
Psy chodziły w kółko na smyczy. Oczywiście psiaki miały chodzić przy nodze. Kiedy odchodziły czymś zaciekawione lub zatrzymywały się żeby coś powąchać, opiekun miał wydać komendę „równaj!” i „skorygować” zachowanie psa. Czyli najzwyczajniej na świecie szarpnąć 10- czy 12-tygodniowego szczeniaka tak, żeby znalazł się przy nodze opiekuna. Rany, jakie te psiaki były biedne i zdezorientowane! Na komendę zmieniano kierunek, kazano psom usiąść lub się położyć. Kara za nieposłuszeństwo, ale za dobrze wykonane zadanie, opiekunowie mieli psiaki nagradzać smaczkami. Ten element pozwalał instruktorowi twierdzić, że prowadzi zajęcia metodą pozytywną! Uwierzycie??? Pode mną nogi się ugięły. Na ostatnie 15 minut szczenięta puszczono, żeby się pobawiły i socjalizowały. Oczywiście bez jakiegokolwiek nadzoru. Stres wywołany „szkoleniem” spowodował, że szczenięta były jeszcze bardziej intensywne w swoich zachowaniach (ofiary lub kata) niż te, które miałam okazje obserwować w trakcie „spaceru socjalizacyjnego” u pani J. Niestety ponownie opiekunowie byli zachwyceni. Doszłam wtedy do wniosku, że nie ma znaczenia co trener będzie robił w trakcie zajęć. Jeżeli tylko na koniec pozwoli ludziom puścić ich szczeniaki ze smyczy i powiedzieć, że teraz czas na zabawę, to klienci będą zadowoleni. Smutne to, ale ostatecznie nie powinno mnie dziwić. Kursanci przyszli przecież na zajęcia w dobrej wierze, ufając, że ktoś z wieloletnim doświadczeniem w pracy z psami wie co robi.
Na koniec dodam, że mniej więcej połowa moich klientów zgłaszających się na terapię zachowania (głównie z problemem agresji i/lub niszczycielstwa), trafiała do mnie właśnie po beznadziejnie prowadzonym szkoleniu, które było najczęstszą przyczyną powstania problemowego zachowania!
Uważnie wybierajcie ośrodek szkoleniowy dla swojego psiaka. To naprawdę bardzo ważne!
Brak komentarzy