Jakiś czas temu zapanowała koszmarna moda na noszenie psów w torebkach. Masa kobiet zaczęła nagle mylić żywą istotę z zabawką. Uprzedmiotowienie czujących, myślących stworzeń stało się dla wielu osób czymś normalnym, a może nawet słodkim czy podnoszącym status? Nie wiem, nie ogarniam. Nigdy nie ogarniałam. Pies to pies, a jak chcesz mieć zabawkę w torebce, to kup sobie pluszaka, zamiast krzywdzić niewinną istotę!

York, chihuahua, czy inny pinczer miniaturowy to też psy. Tyle, że małe. Mają takie same potrzeby jak inne czworonogi. One też powinny mieć możliwość nawiązywania kontaktów społecznych z przedstawicielami swojego gatunku, czy swobodnej eksploracji, czyli wąchania tam gdzie chcę, tyle ile potrzebują. Zabierając psa na spacer w torebce odbieramy mu sedno bycia psem. To tak jak byśmy swoje dziecko zamknęli (dla jego bezpieczeństwa oczywiście; no i żeby się nie ubrudziło) w małym pokoiku pełnym pięknych poduszek i tylko poduszek. Cały kontakt ze światem ograniczałby się do wyglądania przez małe okienko i do codziennych spotkań z kimś, kto by dziecko głaskał po głowie i szczebiotał do niego jakieś niezrozumiałe dla niego bzdury. Fajne życie, co?

No ale dzięki temu nikt by naszego dziecka nie skrzywdził. Żaden podły nauczyciel by się na nie uwziął i nie zrobił mu przykrości; żaden kolega by go nie uderzył; nie złamałby sobie ręki spadając z drzewa ani nie skręcił kostki grając w piłkę. Na pewno też nie nauczyłoby się komunikować z innymi dziećmi, więc nawet gdyby raz na jakiś czas miało szansę na spotkanie z latoroślą znajomych, najpewniej byłoby przerażone, onieśmielone albo tak zachwycone, że zachowywałoby się bardzo nienaturalnie, czym zniechęciłoby przybyłe dziecko do dalszej interakcji. Tak właśnie zachowują się psy trzymane przez większość życia w izolacji lub „chronione” przez opiekunów przed jakąkolwiek interakcją z innymi czworonogami. Z obawy przed pogryzieniem, uniemożliwiamy naszym psom nauczenie się prawidłowej komunikacji i nawiązywania relacji.

Jeżeli wreszcie zaryzykujemy spotkanie z innym czworonogiem, to nasz albo będzie wystraszony (i nic dziwnego: w końcu jest to całkiem nowa, nietypowa sytuacja i nasz podopieczny nie ma pojęcia jak się w niej zachować, czuje się zagubiony i bezradny). To będzie przez człowieka zinterpretowane jako dowód, że do tej pory postępował słusznie („mój pies boi się innych psów”, wniosek: powinnam go chronić przed spotkaniami z innymi czworonogami. Jak tylko jakiś okropny podbiegacz pojawi się następnym razem, to zapakuję mojego do torebki / wezmę na ręce / ucieknę itp.) Drugą możliwością jest reakcja agresywna (ze strachu) naszego podopiecznego. Ludzka interpretacja jak wyżej (wystarczy zastąpić „boi się” na „nie lubi”, wnioski te same). Trzecia możliwość to przesadna euforia z niespodziewanego szczęścia, jakim jest spotkanie innego czworonoga (występuje najczęściej u młodych osobników). Kilkutygodniowe szczenię zachowujące się w ten sposób jest raczej bezpieczne. Większość psów będzie tolerowało takie zachowanie lub delikatnie (bardziej lub mniej) da oseskowi do zrozumienia, że przegina i takie obskakiwanie nowo poznanych psów nie jest mile widziane. Problemy mogą się zacząć, kiedy młodziak nieco podrośnie i straci szczenięcą taryfę ulgową. Wtedy napotkane psy mogą dosadniej okazać swoje niezadowolenie. W większości wypadków skończy się na próbie odstraszenia natręta lub na powaleniu go na ziemię i ewentualnym unieruchomieniu go. Moim zdaniem, póki interakcja kończy się bez uszkodzeń ciała (a tak zwykle jest, jeżeli ludzie nie postanowią wmieszać się w interakcję), to wszystko jest ok: młodziak dostał właśnie lekcję psich manier. Niezbyt przyjemną, ale czy ktokolwiek z nas nauczył się czegokolwiek bez porażek, siniaków lub nieprzyjemności? Sukces buduje się na porażkach; nie da się dobrze grać w piłkę bez zarobienia kilku siniaków ani przejść przez życie jednocześnie broniąc swoich granic i nigdy nie wchodząc w konflikty, czy też nie będąc skrytykowanym. Tak wygląda świat i już. Dotyczy to tak samo nas samych, naszych dzieci, jak i naszych psów.

Tak, wiem, że psy są różne. Wiem, że niektóre psy zostały zaatakowane i pogryzione bez powodu. Rozumiem, że opiekunowie boją się powtórki. Problem polega na tym, że im bardziej ograniczamy psie interakcje, tym gorzej nasze psy będą się ze sobą komunikować… To tak jak z dzieckiem. Jako mama mogę zabronić mojemu dziecku wspinania się na drzewa, chodzenia po drabinkach i jeżdżenia na rowerze, żeby go chronić. (Tym samym odbieram mu masę radości z bycia dzieckiem). Mogę też zaryzykować upadek, siniaki, a nawet złamaną rękę, pozwalając mojemu dziecku żeby robiło to wszystko. Na początku będzie bardzo nieporadne, ale z czasem nabierze wprawy i ryzyko upadku i zrobienia sobie krzywdy będzie mniejsze, choć oczywiście zawsze będzie istniało. Osobiście opowiadam się za tą drugą drogą. Bez względu na to czy mówimy o dzieciach, czy o psach.

 

Wiele osób nie docenia też jak ważna jest dla psa swobodna eksploracja, czyli wąchanie. My jesteśmy wzrokowcami, ale nasi czworonożni przyjaciele to węchowcy. My widzimy trawę. Psy widzą trawę i czują wszystko, co zostało w niej zapisane. Mogą przeczytać kto tędy przechodził, w jakim był wieku i nastroju, czy był zdrowy, zestresowany, duży czy mały, a nawet co jadł na śniadanie! Jako istoty upośledzone węchowo, nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić sobie jak ważne są zapachy w życiu naszych psów. One muszą wąchać żeby być sobą. Potrzebują tego. Nie mamy prawa im tego odbierać, ładując je do torebek czy ciągnąc na smyczy, bo nudzi nam się czekanie aż Burek wyciągnie nos z kępy trawy.

 

Jeszcze jedna sprawa.

Wyobraź sobie, że w tej chwili lecisz 15 pięter w górę windą tak szybką, że masz wrażenie jakby twój żołądek pozostał w okolicy pięt. Niezbyt fajne by to było, co? To teraz wyobraź sobie, że lecisz taką windą w górę kilka do kilkunastu razy dziennie. Bez ostrzeżenia. Nagle lecisz w powietrze, a żołądek nie nadąża i zostaje w najlepszym razie jakoś w okolicy kolan. Jak myślisz, jak by się to odbiło na Twoim stanie psychicznym? Myślę, że kiepsko. Nerwicą jak ta lata, nie sądzisz? Większość z nas zaczęłaby panicznie rozglądać się dookoła, żyła w ciągłym napięciu oczekując kolejnej windy.

Pora żeby do nas dotarło, że to właśnie fundujemy mikropieskom biorąc je na ręce!

Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego małe psiaki są takie nerwowe? A kto by nie był przy takim traktowaniu???

Przyszedł do mnie kiedyś na zajęcia psiego przedszkola york imieniem Lucky. Psiak miał szczęście trafić na wspaniałych Opiekunów, którzy traktowali go jak pełnowartościowego psa, którym przecież był! Nie brali na ręce, pozwalali na kontakty z rottweilerami i owczarkami niemieckimi. Lucky był w pełni zrównoważonym psem. Nie szczekał na wszystko co się ruszało, nie biegał jak oszalały, nie skakał na swoich opiekunów. Kiedy potrzebował, szedł do nich po wsparcie, a oni kucali przy nim, dodając mu otuchy. To mu w zupełności wystarczało.

To nie prawda, że małe pieski są histeryczne. One takie się stają przez to, w jaki sposób są traktowane. Nie mogą być stabilne emocjonalnie, jeżeli ich podstawowe potrzeby (kontakty społeczne, swobodna eksploracja), nie są zaspokojone, a w dodatku ludzie fundują im niezapowiedziane loty w górę na wielokrotność ich wzrostu, a przy tym nagminnie nie szanują ich granic, patrząc im w oczy, obejmując, unieruchamiając, całując itp. itd.

Jeżeli z jakiegoś powodu koniecznie musisz brać swojego psiaka na ręce, to wprowadź chociaż jakieś hasło zapowiadające lot w górę i wypowiadaj je ZANIM dotkniesz psa. Po złapaniu go, na hasło będzie już nieco za późno. I proszę: podnoś go POWOLI, żeby żołądek nadążył i żeby uniknąć zawrotów głowy.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *